Francja oczekiwała od prezydenta Hollande'a śmiałych działań na miarę Bonapartego. Zamiast tego po kończącym się roku jego władzy ludzie mają dość Pana Normalnego - Charles Bremner i Adam Sage.
Jeszcze rok temu Francuzi sądzili, że cofną wskazówki zegara. Wybrali na prezydenta Françoisa Hollande'a. Jak było do przewidzenia, doświadczenie kończy się łzami. Taka opinia panuje przynajmniej w krajach Europy Północnej w chwili, gdy Francja podsumowuje rok rządów lidera socjalistów. Tak, tego samego, który wypadł z łask szybciej - i dalej - niż którykolwiek z jego współczesnych poprzedników. Dlaczego po prostu się nie udało?
I dlaczego Anglosasi - les Anglo-Saxons - znowu mają powód do radości?
Bo przynajmniej częściowo taka konstatacja jest prawdziwa. Francuska gospodarka drepcze w miejscu. Nowa administracja nie chciała ciąć wydatków i przeprowadzić deregulacji - posunięć, które eksperci uznawali za kluczowe. Jednak takie szybkie i proste podsumowanie jest trochę ugładzone. Powiedzmy od razu - francuski bałagan wcale nie jest gorszy od brytyjskiego. Wielka Brytania światełko zglobalizowanego rynku dostrzegła już trzy dekady temu. Nie nosi też kaftana bezpieczeństwa wspólnej waluty.
Morze czerwonych flag wypełniło w ostatnią niedzielę Plac Bastylii w Paryżu, gdy dziesiątki tysięcy demonstrantów wzywały do powstania w pierwszą rocznicę wyboru Françoisa Hollande'a na prezydenta.
Oprócz demonstrantów ze skrajnej lewicy na ulice Francji wyszli też katolicy, protestujący przeciwko małżeństwom osób tej samej płci w tę ponurą rocznicę dla krytykowanego zewsząd lidera socjalistów. Dwanaście miesięcy po dojściu do władzy z deklaracjami pojednania skłóconych rodaków Hollande musiał się zmierzyć z narodem bardziej podzielonym niż wcześniej.
W całej stolicy prewencyjne oddziały policji stały w pogotowiu, by zapobiec starciom między radykalną lewicą a konserwatywną prawicą, a Hollande znalazł się pod obstrzałem krytyki, jakiej żaden francuski prezydent nie doświadczył tak szybko po wyborze na stanowisko.
Najostrzejszym krytykiem Hollande'a był jego były "towarzysz" Jean-Luc Mélenchon, który odszedł z Partii Socjalistycznej i w ubiegłorocznych wyborach reprezentował
Na tle flag komunistycznych i portretu Che Guevary Mélenchon grzmiał: "Jesteśmy tu znowu w miejscu, w którym wszystko zaczyna się we Francji, gdy trzeba otworzyć nowy rozdział."
Kpiąc z Hollande'a jako "małego monarchy, który stracił kontrolę", Mélenchon powiedział: "Nie akceptujemy programów
oszczędnościowych skazujących narody Europy na cierpienia bez końca".
Front Lewicy twierdził, że zgromadził 180 tys. protestujących, natomiast policja oceniła, że demonstrantów było 30 tys. Jednak nie było wątpliwości, że ten protest jest pokazem siły komplikującym trudne położenie Hollande'a.
Prawicowi krytycy prezydenta również wyszli na ulice, protestując w całej Francji przeciwko małżeństwom homoseksualnym. Około 20 tys. ludzi zebrało się w Lyonie, a 15 tys. w Paryżu, gdzie postawiono w stan gotowości 20 prewencyjnych oddziałów policji, by utrzymać porządek.
Protestujący, idąc za głosem Kościoła katolickiego, oskarżyli Hollande'a o wprowadzenie ustawy dzielącej społeczeństwo w czasie, gdy Francuzi powinni się jednoczyć w walce z bezrobociem, które wzrosło do rekordowego poziomu 3,22 mln ludzi bez pracy.
W sytuacji gdy siła nabywcza francuskich gospodarstw domowych spada po raz pierwszy od trzech dziesięcioleci, a gospodarka ma się w tym roku skurczyć, niewiele jest oznak jaśniejszej przyszłości dla Hollande'a. Prezydent uznał za swój priorytet obniżenie deficytu budżetowego Francji do 3 proc. PKB, chce podnieść podatki w tym roku o 20 mld euro (16,8 mld funtów) i dokonać cięć wydatków w przyszłym roku na sumę 14 mld euro. Mimo to w ubiegłym tygodniu Komisja Europejska oceniła, że francuski deficyt budżetowy wzrośnie w przyszłym roku do 4,2 proc.
Francja w dalszym ciągu pozostaje drugą pod względem wielkości gospodarką Europy. Udało się jej uniknąć najgorszej recesji będącej pokłosiem 2008 r. I to mimo że w 2013 r. wzrost gospodarczy zapewne nieco się skurczy. Bezrobocie od dawna jest wyższe niż w Wielkiej Brytanii. Jednak dług publiczny i deficyt - niższe. Dzięki szerszej bazie gospodarczej i jakości sektora publicznego stopa życiowa we Francji pozostaje wyższa niż w Wielkiej Brytanii.
polskatimes.pl