Nie wyjeżdżają ludzie słabi, tylko tzw. pionierzy, ci dynamiczni, gotowi na wszystko. A wyjazd "pionierów" z Polski B powoduje jeszcze większy marazm i zastój. Rozmowa z prof. Krystyną Iglicką*
Po studiach, ale...
Za taką grupę ekonomistka uważa tych, którzy w Polsce byli bezrobotni, bądź też studiowali na modnych lecz w praktyce mało przydatnych na rynku pracy kierunkach, takich jak zarządzanie, marketing, czy administracja, zaś za granicą pracowali poniżej kwalifikacji, bez możliwości wybicia się. Prof. Iglicka nazywa to zjawiskiem podwójnej marginalizacji.
- Niektórzy z nich próbują wrócić, ale jeśli w CV mają pracę w barze, lub opiekę nad dzieckiem, to wygląda to źle. To jest ta migracyjna pułapka dużego segmentu polskiego społeczeństwa - dodaje. Wyprowadza stąd wniosek, że długofalowo najbardziej stratni na migracji będą sami emigranci.
Jak wynika z przeprowadzonych ostatnio w pięciu polskich miastach, niepublikowanych jeszcze badań, emigranci, którzy wrócili do Polski, dzielą się na dwie grupy: tych, co wrócili, bo zarobili oraz tych, którzy wrócili, ponieważ ponieśli życiową porażkę. Połowa wracających deklaruje powrót na stałe, a druga połowa myśli o reemigracji.
Czeka nas demograficzny kryzys
Po stronie pozytywów emigracji Iglicka wskazuje na spadek bezrobocia w Polsce, wzrost przelewów pieniężnych z zagranicy, możliwość wejścia na rynek pracy za granicą dla osób pozbawionych jej w kraju.
Zauważyła zarazem, iż zjawisko największej w Polsce migracji od lat pięćdziesiątych, szacowanej na ponad 2,1 mln osób, nastąpiło w czasie spadku dynamiki przyrostu ludności i spotęgowało go. Zaostrzył się w związku z tym problem starzenia się ludności i utrzymania wydolności systemu emerytalnego w dłuższym okresie.
- W 2025-30 r. Polska będzie w tragicznej sytuacji demograficznej - uważa prof. Iglicka. W jej opinii problemy społeczne na tle emigracji to m.in. rozpad więzów społecznych, zjawisko tzw. eurosierot (10-15 tys. dzieci porzuconych przez emigrantów), uzależnienie gospodarstw domowych od transferu gotówki z zagranicy i spadek aktywności zarobkowej tych, którzy je otrzymują.
TVN24
//sk
Dwa miliony Polaków pracujących zarobkowo za granicą rocznie przysyła do kraju 11,5 mld euro – a więc niewiele mniej niż wynosi zaplanowany na 2010 deficyt budżetu państwa. Od momentu przystąpienia Polski do Unii Europejskiej nasi emigranci zarobili w tworzących ją krajach 125 mld euro – wynika z raportu firmy doradczej Capital One Advisers, przygotowanego na zlecenie Euro-Tax.pl. Przez ten czas za granicą pracowało 7 mln Polaków.
Pierwszy eksporter siły roboczej w Europie
Andrzej Jasieniecki na łamach „Parkietu” (z 10 grudnia 2009) nazywa nas największym eksporterem pracowników w Unii Europejskiej.
Od momentu przystąpienia Polski do Unii emigranci zarobili 30 proc. rocznej wartości polskiego produktu krajowego brutto.
Emigranci nie zgarniają jednak kokosów. Średnia płaca Polaka w Wielkiej Brytanii wynosi 685 funtów, równowartość 3165 zł, czyli mniej niż średnia zarobków w Polsce.
– Te osoby nie zarabiałyby jednak u nas średniej krajowej. Ich dochody wynosiłyby pewnie zero złotych albo tyle, ile zasiłek dla bezrobotnych. Dlatego właśnie wyjechali – zauważa Maciej Reluga, ekonomista z Banku Zachodniego WBK. – Nie podważa więc to opinii, że Polacy bogacą się na emigracji. U nas przecież bezrobocie wzrasta, a średnia płaca nie.
Na niskie zarobki Polaków w Wielkiej Brytanii, zwłaszcza w najpopularniejszej wśród nich branży budowlanej – jak zauważa ekonomista z BZ WBK – rzutuje problem na tamtejszym rynku nieruchomości. Podobnie jest we Francji. Emigrancji z tych krajów mają więc przed sobą dylemat: czy na niskich stawkach przeczekać tamtejszą recesję, czy wracać i korzystać z ożywienia gospodarczego, które szybciej nastąpi w kraju.
Dużo lepiej jest w Irlandii, gdzie pracy narazie nie brakuje a polscy pracownicy zarabiają miesięcznie najmniej 1285 euro, a więc równowartość 5346 zł.
– Emigracja zarobkowa w oczywisty sposób zmniejsza stopę bezrobocia w kraju, skoro część osób, która nie miała pracy, wyjechała za granicę. Jednak to, że narzuty podatkowe od wynagrodzeń emigrantów zarobkowych nie są pobierane w Polsce ma negatywny wpływ na dochody budżetu państwa – przypomina Arkadiusz Krześniak, główny ekonomista Deutsche Bank Polska. – Za to transfery od pracujących za granicą zwiększają konsumpcję w Polsce.