Wieczorny pojedynek z Francją powinien być dla Polaków - zgodnie z zasadą futbolistów, po przegranym meczu otwarcia, meczem o wszystko. Ale tak naprawdę takim nie będzie, bo porażka z mistrzami olimpijskimi niewiele zmieni w planach i możliwościach "Biało-czerwonych". Początek meczu Polska - Francja o 20.15, transmisja w TVP2 i TVP Sport. Relacja na żywo na stronie interia.pl.
W przypadku kadry Michaela Bieglera trzeba tylko odwrócić futbolową kolejność - dzisiejszy mecz z Francją będzie o honor, a piątkowy z Rosją o wszystko. Ewentualna, ale bardzo prawdopodobna porażka z aktualnymi mistrzami olimpijskimi była raczej wkalkulowana przed turniejem. Można było liczyć, że forma "Biało-czerwonych" w Danii eksploduje, a przetrzebieni kontuzjami Francuzi będą mieć słabszy dzień. Można było wierzyć w nieprzewidywalność sportu i piłki ręcznej w szczególności. Można było, ale poniedziałkowy wieczór w ENRgi Arenie w Aarhus tę wiarę zminimalizował. Styl porażki Orłów z Serbią i styl wygranej Francji z Rosją brutalnie sprowadził wszystkich na ziemię. Wiarę podtrzymują teraz prawdy życiowe typu "dopóki piłka w grze" albo "Francuzi to też tylko ludzie". Pierwszy mecz turnieju Polacy przegrali - tak jak wszyscy podkreślają - przez fatalną grę w ataku. Ale pytanie, dlaczego gra w ataku była fatalna, wypadałoby zadać trenerowi. Ten jednak we wtorek odwołał tradycyjną na takich turniejach konferencję w hotelu kadry. - We wtorek kadrowicze głównie odpoczywali. Przed południem odbyła się analiza wczorajszego starcia z Serbami.
Po obiedzie rozpoczęła się zaś analiza taktyczna pod kątem starcia z Francuzami - czytamy w oficjalnym komunikacie związkowym. Przeciwko Serbii Polacy pokazali, że półtora roku pracy trenera Bieglera nad obroną przynosi znakomite efekty. Stracić raptem 20 bramek, zatrzymać kanonierów pokroju Marko Vujina i Momira Iliciaa - to rzadka sztuka. Ale znanego w piłce ręcznej hasła, że mecze wygrywa się obroną, nie można brać dosłownie! W ataku Polacy nie mieli pomysłu na przeprowadzenie akcji, na palcach jednej ręki można policzyć gole po zespołowym rozegraniu, dzięki wypracowaniu jakiegoś schematu. I jak tu być optymistą przed pojedynkiem z Francją, która ciągle gra piłkę ręczną jak z innej planety? Z Rosją Francuzi prowadzili przez większość meczu różnicą około 10 goli. W drugiej połowie gwiazdy pokroju Nikoli Karabaticia, Daniela Narciss'a czy Luca Abalo odpoczywały. Szybkość rozgrywania piłki przez "Trójkolorowych" była imponująca. Można było się zastanawiać, czy nie przełączyć licznika mierzącego prędkość rzuconej piłki na taki, który liczyłby z jaką prędkością poruszają się np. francuscy skrzydłowi. Ogromne możliwości rzutowe, zaskakujące zagrywki, wielkie indywidualności. By liczyć na korzystny wynik z Francją, trzeba zachować, a najlepiej jeszcze poprawić poziom gry obronnej. A w polskim ataku musi się zmienić wszystko, tak by on w ogóle funkcjonował. A dlaczego to nie jest mecz o wszystko? Bo meczem o wszystko będzie piątkowy pojedynek z Rosją - w przypadku wygranej "Biało-czerwonych" awansujemy do fazy głównej turnieju i zrealizujemy cel minimum. By liczyć, że w niej uda się coś osiągnąć, na przykład awansować do półfinału, trzeba by mieć punkty zdobyte na tych, którzy awansują z nami, czyli najpewniej na Serbach i Francuzach. Z Serbią się nie udało, z Francją będzie bardzo trudno. Ale to, jak mocno Polacy przeciwstawią się dzisiaj drużynie Claude Onesty, to sprawa honorowa.
interia.pl