Alkohol towarzyszy ludzkości od zawsze. Czy z tego związku czerpiemy więcej korzyści, czy też może strat?
Alkohol towarzyszył ludzkości od zawsze. I to nie tylko nam, w pełni rozwiniętym Homo sapiens , ale również naszym przodkom, i to nawet tym zajmującym bardzo odległe miejsce na ewolucyjnej drabinie.
Zarówno człowiek, jak i inne naczelne pochodzą od zwierząt owocożernych. Jak sama nazwa wskazuje, ich głównym pokarmem były owoce. A najlepsze owoce to te z dużą zawartością cukru. Wabikiem, który kusił naszych praprzodków, był właśnie zapach etanolu produkowanego przez drożdże zamieszkujące owe słodkie dary natury.
I tak przez miliony lat staraliśmy się przyzwyczaić do alkoholu. Nie do końca nam to wyszło - taki np. ogonopiór uszasty z Malezji wypija dzień w dzień butelkę wina (oczywiście pod postacią owocowego nektaru) i nie jest nawet podchmielony.
Przełom w "alkoholowej" historii ludzkości nastąpił kilka tysięcy lat przed naszą erą, gdy człowiek - już jako osiadły rolnik - nauczył się (również zresztą wykorzystując drożdże) produkować piwo i wino. Odtąd te dwa napoje nieprzerwanie towarzyszyły rozwojowi cywilizacji, górując często pod względem konsumpcji nad zwykłą czystą wodą (głównie z tego powodu, że akurat o czystą wodę w minionych wiekach, szczególnie w miastach, było naprawdę trudno).
Oczywiste jest, że również dawniej alkohol, gdy spożywany był w zbyt dużych ilościach, niekorzystnie odbijał się na zdrowiu. Jaka była skala tych problemów i ilu było alkoholików - trudno ocenić.
Alhohol? Tylko nie to!
Dziś żyjemy już w innych czasach. Do posiłków pijemy przede wszystkim wodę (lub napoje stworzone na jej bazie), a alkohol spożywamy głównie z powodów socjalnych. Z drugiej strony dzięki rozwojowi techniki możemy go produkować na skalę przemysłową i może z wyjątkiem krajów muzułmańskich alkohol jest na całym świecie jednym z najłatwiej dostępnych produktów.
Wraz ze zwiększoną dostępnością spadała także cena. Skutek - na alkohol stać dziś praktycznie każdego. To właśnie zdaniem Światowej Organizacji Zdrowia sprawia, że nadmierne spożywanie alkoholu jest dziś jednym z najpoważniejszych problemów zdrowotnych naszych czasów. I to problemem głównie krajów rozwijających się.
Oczywiście alkohol ma również wielu zwolenników, którzy jak z rękawa sypią wynikami badań wskazujących na to, że jego umiarkowane picie chroni nas przed tą czy inną chorobą. Ważne jednak, aby plusy nie przesłoniły nam minusów. A tych drugich naprawdę nie brakuje.
Spór o alkohol wciąż więc trwa. Jak w przypadku każdej wymiany naukowych argumentów jedna teoria może błyskawicznie zostać przedstawiona do konfrontacji z drugą. Przykład: lampka wina dziennie chroni przed zawałem. Liczba publikacji, które to potwierdzają, jest z pewnością bardzo duża. Z drugiej strony: lampka alkoholu zwiększa ryzyko raka piersi. Też prawda - w lutym tego roku na łamach "Journal of the National Cancer Institute" dowiedli tego naukowcy z Anglii (konkretnie - jedna lampka wina dziennie lub odpowiadająca jej dawka innego alkoholu zwiększała ryzyko zachorowania na raka piersi o 12 proc.).
Oczywiście można wspominać o tzw. francuskim paradoksie. Dla przypomnienia - pomimo niespecjalnie zdrowej diety i stylu życia Francuzi mają stosunkowo mały odsetek zgonów z powodu choroby niedokrwiennej serca i będącego jej skutkiem zawału. Wyjaśnieniem tego zjawiska miał być dobroczynny wpływ czerwonego wina, w którego spożyciu Francuzi należą do przodujących nacji.
Spory na ten temat trwają już od lat. Część naukowców podważa tę teorię albo przynajmniej sugeruje, że to nie sam alkohol zapewnia tę ochronę, ale jego kombinacja z innymi prozdrowotnymi czynnikami. Inni w ogóle nie wdają się w dyskusję o zawałach, za to przedstawiają dane statystyczne, że o ile Francuzi serce rzeczywiście może i mają jak dzwon, o tyle z wątrobą jest już zupełnie inaczej. Tu również przodują, tyle że pod względem liczby rozpoznanych przypadków marskości tego narządu.
Co jeszcze można by powiedzieć o ciemnej stronie alkoholu?
Na przykład to, że według szacunków Komisji Europejskiej co czwarty zgon na drogach Europy będący wynikiem wypadku miał jakiś związek z alkoholem.
Z kolei według naukowców z Kanady, którzy opublikowali swój raport w jednym z ostatnich numerów czasopisma "The Lancet", alkohol jest przyczyną 1 na 25 wszystkich zgonów na świecie. Niestety, najgorzej w tym zestawieniu wypada Europa - na naszym kontynencie alkohol jest przyczyną co dziesiątego zgonu.
Alkohol? Na zdrowie!
Przyjmijmy teraz rolę adwokata diabla i poszukajmy dobrych stron alkoholu.
Wiele badań dowodzi, że umiarkowane dawki alkoholu nie szkodzą, a często pomagają. Naukowcy wykazali dobroczynne działanie alkoholu na serce, nadciśnienie czy sprawność umysłową w podeszłym wieku dowiodło. Ba, z niektórych badań wynika, że jeśli tylko nie przesadzamy z piciem, to alkohol może przyczynić się do zdrowszego i dłuższego życia (co to znaczy "nie przesadzać" - czytaj poniżej).
Chroni serce.
Od lat badania pokazują, że umiarkowanie pijący rzadziej zapadają na choroby. układu krążenia niż abstynenci i nadużywający alkoholu. Także z polskich badań Pol-Monica przeprowadzanych w Warszawie wynika, że alkohol co najmniej o 40 proc. obniża ryzyko śmierci wskutek chorób układu krążenia. Pijący (rozsądnie) mają wyraźnie niższe ryzyko zawału, a jak już do niego dojdzie - większą szansę, że go przeżyją, i mniejsze ryzyko, że dojdzie do następnego zawału. Być może to wyjaśnia fenomen Francuzów, którzy do codziennych posiłków piją czerwone wino - wprawdzie jedzą oni tłusto i dużo palą, ale rzadko chorują na serce. Badania przeprowadzone przez amerykańskie Narodowe Stowarzyszenie Udaru wykazało, że jeden, dwa drinki dziennie zmniejszają także ryzyko udaru mózgu. Jeśli pijesz, to właśnie takie dawki zaleca stowarzyszenie, choć nie zachęca niepijących do prewencyjnego spożywania alkoholu. Na czym polega to ochronne działanie alkoholu? Naukowcy nie znają wciąż pełnej odpowiedzi. Z badań m.in. wynika, że alkohol * podwyższa zawartość tzw. dobrego cholesterolu we krwi, co opóźnia rozwój miażdżycy; * działa antyzakrzepowo; * obniża ciśnienie krwi; * obniża poziom insuliny; * podwyższa poziom estrogenów (żeńskich hormonów).
Wydłuża życie.
Umiarkowane picie alkoholu przyczynia się do zmniejszenia śmiertelności i wydłużenia życia - dowiodły badania w Chinach, Ameryce, Wielkiej Brytanii, we Włoszech. Niektórzy przypisują ten efekt dobroczynnemu wpływowi na serce, bo to choroby układu krążenia są główną przyczyną śmireci w krajach uprzemysłowionych, także w Polsce. Według włoskich badań opublikowanych w 2000 r. pijący żyją średnio dwa lata dłużej niż abstynenci. I nie jest to na pewno efekt związany z tym, że do niepijących zaliczani są byli alkoholicy, którzy sobie zniszczyli zdrowie, zanim całkowicie przestali pić. Wykluczono też wpływ stylu życia.
Przeciwdziała nadciśnieniu.
Rozsądne dawki alkoholu znacznie zmniejszają ryzyko nadciśnienia u młodych ludzi - tak wynika z badań przeprowadzonych w połowie lat 90. przez naukowców Uniwersytetu Harvarda. A naukowcy z Massachusetts General Hospital w Bostonie twierdzą nawet, że umiarkowane picie może być jedną z metod ograniczenia ryzyka rozwoju nadciśnienia u 20-40-letnich kobiet. Po przebadaniu 70 tys. pielęgniarek odkryli, że u tych, które nie stroniły od alkoholu, ryzyko choroby było o 15 proc. mniejsze niż u całkowitych abstynentek, a utrzymanie prawidłowego ciśnienia krwi oddala niebezpieczeństwo udaru mózgu, zawału serca oraz zaburzeń w funkcjonowaniu nerek.
Utrzymuje w dobrej kondycji mózg.
Wiele badań dowodzi, że rozsądne spożywanie alkoholu (bez znaczenia jest przy tym rodzaj - piwo, wino czy napoje spirytusowe) obniża ryzyko zachorowania na alzheimera i opóźnia starczą demencję. Jeśli więc nie unikasz procentów, ale też znasz w tym umiar, to w starszym wieku zachowasz lepszą pamięć, koncentrację, sprawność językową i zdolności poznawcze niż abstynent lub notorycznie nadużywający alkoholu.
Zapobiega cukrzycy.
Jeśli pijesz co najmniej pół drinka dziennie (ale bez przesady - nie więcej niż cztery drinki), to masz większą szansę niż abstynenci, by uniknąć cukrzycy typu drugiego, na którą najczęściej zapadają osoby starsze i otyłe. Ryzyko choroby maleje o 30 proc. To wynik analizy 15 szeroko zakrojonych programów badawczych w Stanach Zjednoczonych, Japonii, Finlandii, Korei, Holandii, Niemczech i Wielkiej Brytanii, w których przez 12 lat śledzono zdrowie blisko 400 tys. osób. Do podobnego wniosku doszli fińscy naukowcy, porównując pary bliźniąt, w których jedno z rodzeństwa spożywało alkohol w ilości umiarkowanej, a drugie piło tylko okazjonalnie lub w ogóle (obserwowano 23 tys. bliźniąt przez okres 20 lat). Przed pięciu laty naukowcy ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu w Padwie odkryli, iż spożywanie alkoholu bezpośrednio poprawia działanie insuliny.
Jak pić, żeby przeżyć
Jeśli doniesienia o pozytywnym wpływie umiarkowanych ilości alkoholu na zdrowie są prawdziwe, to pozostaje jeszcze pytanie: co znaczy "umiarkowana ilość"? Poniżej spróbujemy na nie odpowiedzieć, ale trzeba mieć świadomość, że podane ilości są tylko orientacyjne. Tak naprawdę "zdrową" ilość alkoholu każdy człowiek powinien ustalać indywidualnie ze swoim lekarzem, bo organizm każdego człowieka działa i reaguje inaczej. Alkohol też nie idzie w parze z niektórymi lekami.
W Stanach Zjednoczonych za rozsądną dawkę uważa się jeden drink dziennie dla kobiety oraz dwa drinki dla mężczyzny. Przy tym jeden drink to taka ilość alkoholu, którą zawiera mała butelka piwa (0,33 l), lampka wina (150 ml) albo kieliszek wódki (pięćdziesiątka) czy innego spirytusowego napoju.
W innych krajach tolerancja dla alkoholu bywa większa. Na przykład w Australii, Włoszech i Francji do umiarkowanie pijących są zaliczani mężczyźni, którzy raczą się trzema, a nawet czterema drinkami dziennie. Kobietom wszędzie zaleca się pić mniej, bo ich organizmy gorzej metabolizują alkohol ze względu na mniejszą aktywność enzymu zwanego dehydrogenazą alkoholową. W ciąży zaleca się całkowitą abstynencję - alkohol bez przeszkód pokonuje barierę łożyska oddzielającą krwiobieg matki od krwiobiegu dziecka.
Z wiekiem możemy sobie pozwalać na coraz większe drinki. Zwłaszcza mężczyźni. W ich przypadku zalecane przez brytyjskich badaczy dzienne ilości alkoholu to: lampka wina (lub jej równowartość) do 34. roku życia, dwie lampki do 44. roku życia, trzy do 54., cztery do 84. roku życia i pięć (cała butelka!) po 85. roku życia. Mniejszą swobodę mają kobiety. Na drugą lampkę wina mogą sobie pozwolić dopiero po 44., a na trzecią - po 74. urodzinach.
Uwaga, podane dawki nie kumulują się! Nie można ich więc "zaoszczędzić", nie pijąc przez kilka dni, by potem w weekend spić się na umór. Niektórzy lekarze sugerują, by raz w roku na kilka tygodni całkowicie odstawić alkohol, żeby wątrobie - która jest oczyszczalnią naszego organizmu - dać czas na zregenerowanie się.
Jak pić, by nie zaszkodziło?
Pij wolno, sącz, a nie łykaj. Wypicie jednego drinka powinno ci zająć godzinę. Większość ludzi, pijąc w takim tempie, nie odczuje negatywnych efektów alkoholu.
Nie pij na pusty żołądek. Zjedz coś przed piciem i w trakcie (zwłaszcza pokarm wysokobiałkowy - mięso, ser, orzeszki). Dzięki temu proces przyswajania etanolu zacznie się później i będzie rozciągnięty w czasie. Pamiętaj, że gazowane drinki i piwo szybciej uderzają do głowy. Zawarty w nich dwutlenek węgla przyspiesza wchłanianie etanolu.
Pij alkohol tylko wtedy, kiedy rzeczywiście masz na to ochotę. Jeśli nie masz, to odmów drinka albo go odstaw i zapomnij. Najlepiej zamiast drinka weź do ręki sok.
Żeby nie przesadzić z piciem podczas towarzyskich spotkań, przedzielaj kolejne drinki jakimś niealkoholowym napojem, staraj się też opuszczać kolejki. Ruszaj się, nie siedź przy stole - szybciej uświadomisz sobie, że masz już dość. Jak ognia unikaj alkoholowych zawodów i ścigania się w piciu.
gazeta.pl